piątek, 19 lutego 2016

Rozdział 5

~Annie
Byłam wkurzona. Znaczy ostatnio jestem cały czas wkurzona, ale w tym momencie byłam bardziej wkurzona niż zwykle bowiem w moim salonie siedziała właśnie banda facetów, z Michaelem na czele.
-Czy ja mogę wiedzieć o co chodzi? - spytałam Stefana
Był jednym którego kojarzyłam i nie nazywał się Michael, wiec to było oczywiste.
-Ciebie też miło widzieć Annie. - uśmiechnął się do mnie.
Wywróciłam oczami.
-Oj, nie dąsaj się, przyszliśmy tutaj na obiad. Alex nas zaprosił. - wskazał na mojego brata.
-Nie sądziłam, że Alex umie gotować. - zmierzyłam brata wzrokiem, na co on głupkowato się uśmiechnął.
-Zamówimy pizze. Mama poszła do pani Hayboeck, żeby razem z mamą Michaela pomóc Ameli ułożyć próbna fryzurę ślubną, wiec oni zwalili się tutaj.
Próbuj się tłumaczyć idioto. Naprawdę cie kocham, ale głupiś jak but.
-To nie mogły tego robić tutaj? Z tego co pamiętam to panna młoda mieszka tutaj. - zaznaczyłam ostanie słowa.
-Czyżby szykowała się jakaś impreza? - usłyszałam głos za moim plecami.
Michael wstał i podszedł do Sofie całując ją delikatnie w czoło i oczywiście kompletnie ignorując to, że stoję praktycznie obok niej. Śmiało Hayboeck, może jeszcze mam wam zdjęcie zrobić teraz? Dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła i szepnęła mu coś do ucha.
-Zaraz zwymiotuje. - obok mnie pojawił się brązowołosy chłopak i o dziwo nie był to Stefan. - Manuel. - wystawił rękę w moim kierunku.
-Annie. - uśmiechnęłam się.
Chyba się polubimy Manuel. Następnie reszta chłopaków podeszła do mnie i również się przywitała. Oprócz Michaela rzecz jasna. Nie zasłużyłam sobie dzisiaj na atęcje z jego strony. Jak przykro.
-Dobra Alex, zamów tą pizze. - wzruszylam ramionami i wyszłam z pokoju.
Wchodziłam po schodach gdy zatrzymała mnie Sofie.
-Nie masz zamiaru zostać na dole? - zapytała, kiedy byłam połowie drogi na górę.
-Nie mam nastroju na siedzenie z bandą facetów rozmyślających o tym jak to by było jakbyś spotykała się z nimi i czy pod tą bluzka masz stanik. - dziewczyna uniósł jedna brew. - Mam do napisania artykuł na studia. Czuje, że to może być idealna sytuacja. Mogłabyś mi przynieść pizze, kiedy już przyjedzie?
-Chyba śnisz, że zostawisz mnie z nimi sama. Zwłaszcza po tym co powiedziałaś. - blondynka wskazała na salon.
-Przecież będzie Michael.
-Walić Michaela. Mam go na codzień, chce spędzić czas z tobą. Po zatem czuje się bezpieczniej w twoich ramionach niż jego. - objęła się swoimi ramionami udając, że ktoś ją obejmuje.
-Czemu aż tak ci zależy?
-Szczerze mówiąc, nie za dobrze dogaduje się z dziewczynami. Te zakupy wczoraj były pierwszymi od bardzo dawna i świetnie się bawiłam. Proszę. - złożyła ręce w błagalny gest.
Cóż jestem w stanie zrozumieć dlaczego nie dogadujesz się z nimi. A że dla mnie nie ma już nadziei to się nadaje.
-Niech będzie. - wypuściłam powietrze.
Będę tego żałować.
Kiedy w salonie rozniósł się zapach świeżo upieczonej pizzy wszyscy usiedli na podłodze i podzieli między siebie pudełka. Sofie nie odstepywala mnie na krok co musiało wyglądać dość komicznie. Zdawała się totalnie olewać Michaela, co go chyba trochę wkurzyło, bo siedział jak na igłach i mamrotał coś pod nosem. Zaczynam dotrzeć plusy. Usiadłysmy z boku, żeby móc swobodnie pogadać. Tuż obok nas uwalił się Michi 2. Nie licz na kawałek pizzy Judaszu.
-Tak dawno nie jadłam pizzy. - powąchała kawałek.
-Jak się chce mieć taką figurę. - zażartowałam.
Dziewczyna kopnęła mnie lekko w kolano i się zaśmiała.
Naprawdę nie rozumiałam tego dlaczego tak dobrze się dogadujemy mimo iż znamy się dwa dni, a ja na początku chciałam ja wysłać ma kanapę. Teraz to byłam skłonna udostępnić jej jedną połowę łóżka.
-Sofie dzwoni ci telefon. - podszedł do niej Manuel.
-Idę, idę. - dziewczyna zwinnie podniosła się na nogi i wyszła do przedpokoju.
-Mogę się przysiąść?
-Jasne.
Usiadł na miejscu, które wcześniej zajmowała Sofie.
-Widzę, że się świetnie bawisz.
-Skoro tu przeszedłes to znaczy, że musisz być tak samo zdesperowany. - odgryzłam się.
-Zdesperowany? Raczej nie, bardziej ciekawy. Dlaczego jesteś tak negatywnie nastawiona?
Bo to mój dom a od jakiegoś czasu mam wrażenie, że wcale tak nie jest. Boże niech nadejdzie juz dzień ślubu.
-Ja taka jestem na codzień, sory. Po jakimś czasie się przyzwyczaisz, choć biorąc pod uwagę, że za trzy dni już się raczej nie zobaczymy no to w sumie możesz pozostać przy ignorowaniu. Na krótszą metę działa. - chwyciłam ostatni kawałek pizzy.
-Doprawdy? Więc dlaczego tu siedzisz? - uniósł brew.
-Sofie mnie poprosiła.
-To rzadkie, żeby Sofie spędzała tak dużo czasu z jakąś dziewczyna. Zazwyczaj ich unika.
Raczej one jej.
-Może widzi we mnie faceta. - uśmiechnęłam się ironicznie.
Chłopak wziął głęboki wdech i oparł się rękami o podłogę.
-Raczej nie przypominasz chłopaka.
-Mam to traktować jako komplement?
-Jak chcesz. - posłał mi łobuzerski uśmiech. -Chyba się polubimy Annie.
-Dlaczego tak sądzisz? - zmierzyłam go wzrokiem.
-Mam takie przeczucie.

____________________
Dziś jak zwykle przynudzanie, ale cóż to może oznaczać ciszę przed burzą.

Zachęcam do komentowania.

1 komentarz:

  1. Cudowny jak zawsze!
    Jestem zdziwiona, że dziewczyny tak szybko się dogadały. Czyżby Haybock chciał wywołać zazdrość u Ann?
    Czekam na następny :)) pozdrawiam Marysiaa :))

    OdpowiedzUsuń