~Annie
Byłam wkurzona. Znaczy ostatnio jestem cały czas wkurzona, ale w tym momencie byłam bardziej wkurzona niż zwykle bowiem w moim salonie siedziała właśnie banda facetów, z Michaelem na czele.
-Czy ja mogę wiedzieć o co chodzi? - spytałam Stefana
Był jednym którego kojarzyłam i nie nazywał się Michael, wiec to było oczywiste.
-Ciebie też miło widzieć Annie. - uśmiechnął się do mnie.
Wywróciłam oczami.
-Oj, nie dąsaj się, przyszliśmy tutaj na obiad. Alex nas zaprosił. - wskazał na mojego brata.
-Nie sądziłam, że Alex umie gotować. - zmierzyłam brata wzrokiem, na co on głupkowato się uśmiechnął.
-Zamówimy pizze. Mama poszła do pani Hayboeck, żeby razem z mamą Michaela pomóc Ameli ułożyć próbna fryzurę ślubną, wiec oni zwalili się tutaj.
Próbuj się tłumaczyć idioto. Naprawdę cie kocham, ale głupiś jak but.
-To nie mogły tego robić tutaj? Z tego co pamiętam to panna młoda mieszka tutaj. - zaznaczyłam ostanie słowa.
-Czyżby szykowała się jakaś impreza? - usłyszałam głos za moim plecami.
Michael wstał i podszedł do Sofie całując ją delikatnie w czoło i oczywiście kompletnie ignorując to, że stoję praktycznie obok niej. Śmiało Hayboeck, może jeszcze mam wam zdjęcie zrobić teraz? Dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła i szepnęła mu coś do ucha.
-Zaraz zwymiotuje. - obok mnie pojawił się brązowołosy chłopak i o dziwo nie był to Stefan. - Manuel. - wystawił rękę w moim kierunku.
-Annie. - uśmiechnęłam się.
Chyba się polubimy Manuel. Następnie reszta chłopaków podeszła do mnie i również się przywitała. Oprócz Michaela rzecz jasna. Nie zasłużyłam sobie dzisiaj na atęcje z jego strony. Jak przykro.
-Dobra Alex, zamów tą pizze. - wzruszylam ramionami i wyszłam z pokoju.
Wchodziłam po schodach gdy zatrzymała mnie Sofie.
-Nie masz zamiaru zostać na dole? - zapytała, kiedy byłam połowie drogi na górę.
-Nie mam nastroju na siedzenie z bandą facetów rozmyślających o tym jak to by było jakbyś spotykała się z nimi i czy pod tą bluzka masz stanik. - dziewczyna uniósł jedna brew. - Mam do napisania artykuł na studia. Czuje, że to może być idealna sytuacja. Mogłabyś mi przynieść pizze, kiedy już przyjedzie?
-Chyba śnisz, że zostawisz mnie z nimi sama. Zwłaszcza po tym co powiedziałaś. - blondynka wskazała na salon.
-Przecież będzie Michael.
-Walić Michaela. Mam go na codzień, chce spędzić czas z tobą. Po zatem czuje się bezpieczniej w twoich ramionach niż jego. - objęła się swoimi ramionami udając, że ktoś ją obejmuje.
-Czemu aż tak ci zależy?
-Szczerze mówiąc, nie za dobrze dogaduje się z dziewczynami. Te zakupy wczoraj były pierwszymi od bardzo dawna i świetnie się bawiłam. Proszę. - złożyła ręce w błagalny gest.
Cóż jestem w stanie zrozumieć dlaczego nie dogadujesz się z nimi. A że dla mnie nie ma już nadziei to się nadaje.
-Niech będzie. - wypuściłam powietrze.
Będę tego żałować.
Kiedy w salonie rozniósł się zapach świeżo upieczonej pizzy wszyscy usiedli na podłodze i podzieli między siebie pudełka. Sofie nie odstepywala mnie na krok co musiało wyglądać dość komicznie. Zdawała się totalnie olewać Michaela, co go chyba trochę wkurzyło, bo siedział jak na igłach i mamrotał coś pod nosem. Zaczynam dotrzeć plusy. Usiadłysmy z boku, żeby móc swobodnie pogadać. Tuż obok nas uwalił się Michi 2. Nie licz na kawałek pizzy Judaszu.
-Tak dawno nie jadłam pizzy. - powąchała kawałek.
-Jak się chce mieć taką figurę. - zażartowałam.
Dziewczyna kopnęła mnie lekko w kolano i się zaśmiała.
Naprawdę nie rozumiałam tego dlaczego tak dobrze się dogadujemy mimo iż znamy się dwa dni, a ja na początku chciałam ja wysłać ma kanapę. Teraz to byłam skłonna udostępnić jej jedną połowę łóżka.
-Sofie dzwoni ci telefon. - podszedł do niej Manuel.
-Idę, idę. - dziewczyna zwinnie podniosła się na nogi i wyszła do przedpokoju.
-Mogę się przysiąść?
-Jasne.
Usiadł na miejscu, które wcześniej zajmowała Sofie.
-Widzę, że się świetnie bawisz.
-Skoro tu przeszedłes to znaczy, że musisz być tak samo zdesperowany. - odgryzłam się.
-Zdesperowany? Raczej nie, bardziej ciekawy. Dlaczego jesteś tak negatywnie nastawiona?
Bo to mój dom a od jakiegoś czasu mam wrażenie, że wcale tak nie jest. Boże niech nadejdzie juz dzień ślubu.
-Ja taka jestem na codzień, sory. Po jakimś czasie się przyzwyczaisz, choć biorąc pod uwagę, że za trzy dni już się raczej nie zobaczymy no to w sumie możesz pozostać przy ignorowaniu. Na krótszą metę działa. - chwyciłam ostatni kawałek pizzy.
-Doprawdy? Więc dlaczego tu siedzisz? - uniósł brew.
-Sofie mnie poprosiła.
-To rzadkie, żeby Sofie spędzała tak dużo czasu z jakąś dziewczyna. Zazwyczaj ich unika.
Raczej one jej.
-Może widzi we mnie faceta. - uśmiechnęłam się ironicznie.
Chłopak wziął głęboki wdech i oparł się rękami o podłogę.
-Raczej nie przypominasz chłopaka.
-Mam to traktować jako komplement?
-Jak chcesz. - posłał mi łobuzerski uśmiech. -Chyba się polubimy Annie.
-Dlaczego tak sądzisz? - zmierzyłam go wzrokiem.
-Mam takie przeczucie.
____________________
Dziś jak zwykle przynudzanie, ale cóż to może oznaczać ciszę przed burzą.
Zachęcam do komentowania.
Cudowny jak zawsze!
OdpowiedzUsuńJestem zdziwiona, że dziewczyny tak szybko się dogadały. Czyżby Haybock chciał wywołać zazdrość u Ann?
Czekam na następny :)) pozdrawiam Marysiaa :))