sobota, 6 lutego 2016

Rozdział 4

[Annie]
   -Oprowadzisz Sofie po mieście? - zapytała mama przy obiedzie.
-A nie powinien tego robić Michael? Jest jej chłopakiem. - powiedziałam z buzią pełną makaronu.
Manier nie można mi odmówić.
-Michael musi ogarnąć swoich kolegów z kadry i pomoc panu młodemu w przygotowaniach, a ty nic nie robisz. - dawno nie słyszałam tak stanowczego głosu, przynajmniej nie w stosunku do mnie. Ten ton był zarezerwowany dla Alexa.
-Pomagać panu młodemu? Przecież Stefan jest świadkiem. Czy to nie jego zadanie? - nabrałam na widelec wielki kawał pomidora.
-I myślisz, że on sam ogarnie to wszytko? - uniosła jedna brew.
-Nie no ma przecież jeszcze pana młodego do pomocy. Niech się nie leni.
Mama wywróciła oczami.
-Po prostu pokaż jej miasto i pójdź z nią do jakiegoś fajnego sklepu z sukienki. Wspomniała coś o tym, że musi jakaś kupić na ślub.
Och jeszcze zakupy mam z nią robić? Przyjaciółki pełna gębą z nas będą.
-A co ze spaniem? Kanapa? - wzięłam do buzi ostatnią porcję makaronu.
-Materac w twoim pokoju?
Nie będziesz grała teraz w moja grę mamo. Tylko ja mogę być tutaj niedojrzała, bo jestem twoim najmłodszym dzieckiem.
-Co takiego? Nie ma mowy! - wstałam od stołu, uderzając się przy tym w kolano.
Jak zawsze.
-Nie mamy gdzie jej położyć. Po zatem, sama twierdzisz, że nasza kanapa to narzędzie tortur.
-No właśnie.
Rodzicielka złapała się za głowę.
Takie sobie dziecko wychowałaś.
-Za co ty jej tak nie lubisz? Poznałayście się jakieś 5 godzin temu.
-Nie zrozumiesz. - machnełam ręką.
-Jesteś zazdrosna?
-O kogo? - prawie wypuściłam talerz z rąk ze zdziwienia.
-No Michaela.
-Michael jest ostatnią osobą, o którą moglabym bym być zazdrosna.
Wyszłam do kuchni.
                 
                         ***
  Ok. 15 pod domem zjawiła się Sofie z walizką. Zaprowadziłam ja na piętro do pokoju.
-Jak cie zobaczyłam to spodziewałam się takiego pokoju. - skwitowała uśmiechem.
No tak mój pokój był taki sam jak ja. Bez ładu i składu. Ogromne łóżko na środku, białe meble w starym stylu, których większość, oprócz głównej szafy i jednego stolika nocnego zostały wywiezione do mojego nowego mieszkania i ściany pozawalane rysunkami i zdjęciami, a na podłodze walało się mnóstwo ubrań.
-Masz na myśli panujący bałagan? - skrzywiłam się.
-Nie, sama nie mam lepszego porządku, chodzi mi o to, że jest bardzo klimatyczny. - zaśmiała się.
Nawet jej śmiech był niezwykle przyjemny, a zęby oczywiście śnieżno białe. Mam nadzieje, że chociaż chrapie.
-Jestem klimatyczna?
-Może źle to ujęłam. Raczej chodziło mi o to, że masz swój oryginalny styl, nie tylko po względem ubioru czy wyglądu, ale też zachowania.
Jak do tej pory widziałas mnie w "bardzo domowym" dresie i tym co mam akuratnie na sobie czyli T-shircie i krótkich spodenkach, które kupiłam chyba w liceum. Nie wiem, ale je lubię.
-Nie nazwałabym się nigdy oryginalną,  ale jak uważasz. - powiedziałam zmęczonym głosem.
Ciepło sprawiało, że chce mi się spać, a było wyjątkowo gorąco.
-Słyszałam, że masz mnie oprowadzic po mieście. - zmieniła temat.
-A tak.
-Jak mniemam nie za bardzo cie interesuje zwiedzanie miasta, w którym żyjesz 20 lat, więc może od razu pójdziemy do sklepu? - spojrzała na mnie pytająco.
Dzięki Bogu. Za to zdanie masz moje pozwolenie na spanie w moim królestwie i nawet nie będę wspominać o kanapie.
-Wyjełaś mi to z ust. - zmusiłam się na uśmiech, na co Sofie wyraźnie się rozpromieniła.
-W takim razie nie ma co marnować czasu. Idziemy?
 
                           ***
    Słońce niemiłosiernie przypominało dzisiaj o swojej obecności i gdyby nie to, że musiałam niańczyć Sofie to właśnie siedziałabym na ganku domu i zajadała lody kupione w pobliskim spożywczaku.
-To ten sklep? - wskazała palcem jeden ze znajdujących się na ulicy.
-Taaaaa.
Ekspedientka na nasz widok wyraźnie się rozpromieniła, a właśnie to na widok Sofie, bo ona wyglądała na taką co może dużo wydać, bo ja w swojej dresowej, granatowej sukience, to raczej nie.
-W czym mogę panią pomoc? - zapadła uprzejmie.
-Szukamy sukienek na ślub. - odpowiedziala równie uprzejmie Sofia.
-Zaraz, zaraz jak to my szukamy? - dopiero po chwili dotarły do mnie jej słowa.
-Twoja mama wspomniała mi o tym, że też musisz sobie jakąś kupić. - zwróciła się do mnie blondynka.
Mama się wyrobiła ostatnio widzę. Pewnie dlatego, że ostanio Alex często jest w domu.
-Ech, może i powinnam jakaś kupić. - westchnęłam zrezygnowana.
Przez następne 2 godziny przymierzyłyśmy chyba z 30 sukienek i jak u niej była to kwestia, w której wyglądała lepiej i mogła wybrać każda, tak u mnie była to kwestia, tego, w której będę wyglądać w miarę dobrze. Wybrałam czarna, klasyczna, rozkoszowaną bez ramionczek.
Po zakupach Sofie zaproponowała wyjście do kawiarni. Myślałam, że przy takiej figurze nie ma mowh o kawkach i ciasteczkach.
-Jak ty i Michael się poznaliście? - wypaliłam nagle.
Byłam serio ciekawa.
-Mieszkam niedaleko niego.
-Łeeeee, czyli to żadna romantyczna historia, typu wpadłam mu w ramiona i miłość od pierwszego wejrzenia? - powiedziałam z przekąsem.
-Hahaha, no niestety, przykro mi, że Cię zawiodłam.
Było mi ciężko to przyznać, ale ja naprawdę nie miałam do czego się przyczepić i ją polubiłam. Może była to kwestia tego, że wbrew pozorom miałyśmy podobny tok rozumowania, a może dlatego, że gadając w kawiarni przez 3 godziny o mało nie posikałam się ze śmiechu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz